Film „Captain Fantastic” (2016 r.), czas trwania: 1 godzina 58 minut
gatunek: komediodramat
reż. Matt Ross
scenariusz: Matt Ross
kostiumy: Courtney Hoffman
scenografia: Russell Barnes
muzyka: Alex Somers
zdjęcia: Stephane Fontaine
występują:
Viggo Mortensen jako Ben
George MacKay jako Bodevan
Samantha Isler jako Kielyr
Annalise Basso jako Vespyr
Nicholas Hamilton jako Rellian
Shree Crooks jako Zaja
Charlie Shotwell jako Nai
Trin Miller jako Leslie
Frank Langella jako Jack
audiodeskrypcja: Hanna Chojnacka-Gościniak, konsultacja : Ewa Ćwiek
czyta: Hanna Chojnacka- Gościniak
Dzień dobry
Zapraszam Państwa po raz drugi w tym roku, tym razem do wspólnego przeżywania filmu w reżyserii Matta Rossa „Captain Fantastic”. Premiera odbyła się 23 stycznia 2016 roku podczas Festiwalu Filmowego Sundance, największego corocznego festiwalu filmów niezależnych w USA. Budżet filmu wyniósł zaledwie 5 milionów dolarów. Obraz zdobył wiele nominacji do prestiżowych nagród, m.in. nominacje do Oskara, Złotego Globu i BAFTY dla najlepszego aktora (Viggo Mortensen) oraz nominację Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych dla najlepszego zespołu aktorskiego, czyli wszystkich aktorów grających pierwszo i drugoplanowe role w filmie.
Rzeczywiście, rzadko się zdarza tak doskonale dobrana obsada, tak naturalna, autentyczna, sprawiająca wrażenie, że nie grają, tylko są postaciami z filmu. Dotyczy to zarówno aktorów profesjonalnych, jak Viggo Mortensena w roli ekscentrycznego Bena, a także wszystkich jego filmowych dzieci.
Ben jest ojcem sześciorga dzieci, które wspólnie z żoną wychowuje z dala od zgiełku miasta. Żyją inaczej niż przeciętna amerykańska rodzina: jedzą to, co uda im się upolować, nie chodzą do normalnej szkoły, uczą się sztuki przetrwania, żyjąc w miłości i wzajemnym szacunku. Kiedy sytuacja rodzinna zmienia się, muszą stawić czoła cywilizacji.
Tyle opis dystrybutora filmu, sugerujący, że będziemy mieli do czynienia z obyczajowym obrazkiem z „życia pewnej dziwnej rodziny”, która zdecydowała się na życie z dala od cywilizacji i co z tego wynikło. To jednak zbyt proste, bo film Matta Rossa taki nie jest. To głębokie, ekscentryczne, hippisowskie, antysystemowe, wzruszające ale też czasami wkurzające kino o bliskości i ucieczce, o niegodzeniu się na komercjalizację każdej sfery życia i hipokryzję, w której często tkwimy po uszy. To film o miłości, stracie, rozpaczy a jednocześnie o wielkiej potrzebie bliskości, wsparcia i szczerości. Film o różnych odcieniach rodzicielstwa i rodzinnych wartości ale też krytyka ogarniętej konsumpcjonizmem Ameryki (reszty świata także). To film o radzeniu sobie z otaczającym nas światem, o marzeniach, o potrzebie akceptacji, zrozumienia.
Nie powiem o tym filmie, że jest interesujący, ciekawy, dobry czy bardzo dobry, bo zgodnie z tym, czego uczy swoje dzieci Ben:
Nie mów „interesujący!” Użyj słów, które coś znaczą!
Matt Ross od pierwszych scen filmu jest konsekwentny, buduje swój obraz na zderzaniu przeciwieństw, kontrastach, przedstawia racje i błędy obu stron.
Zaczyna się od pięknych okoliczności przyrody – surowe ale urocze krajobrazy w górzystych lasach stanu Waszyngton. Za zdjęcia odpowiedzialny był Stéphane Fontaine, którego poznaliście już przy okazji filmu „Jackie”. Jego kamera pokazuje nam miejsce, w którym z chęcią znaleźlibyśmy się na chwilę, a w którym od lat wiedzie egzystencję rodzina Cashów. Jedzą to, co zdobędą w lesie, sami wytwarzają wszystkie domowe sprzęty, spędzają ze sobą dużo czasu, polują, trenują przetrwanie a konflikty rozwiązują na drodze dyskusji – „przedstaw argumenty” – to polecenie jest hasłem przewodnim. Zamiast Bożego Narodzenia obchodzą „dzień Noama Chomsky'ego" (czołowy amerykański myśliciel). To jednak nie są dzikie dzieci lasu - ojciec dba o ich rozwój umysłowy, daje im do czytania dzieła z zakresu astronomii i fizyki, książki dotyczące seksu, praw człowieka, starsi czytają klasyków światowej literatury a także… „Czerwoną książeczkę" Mao. Nic w tym dziwnego, Ben to ekscentryczny hippis o lewicowych poglądach, uczący dzieci wolności, niezależności, stojący na stanowisku, że bardziej w życiu przyda im się wiedza o tym, jak przetrwać w trudnych warunkach, niż to, czego uczy szkoła, a co nie pozostaje w głowach młodych ludzi.
Jeden z recenzentów napisał: Film jest krytycznym spojrzeniem na otaczający nas świat. Jest wyśmianiem obecnego systemu edukacji, który nie uczy nas myśleć, a jedynie zmusza do zapamiętywania wyuczonych regułek, tym samym ograniczając naszą zdolność do posiadania własnej, konstruktywnej opinii oraz rozwiązania problemów. Jest krytyką panującego konsumpcjonizmu, podążania ślepo za promocjami, a nie rzeczywistymi potrzebami. To krytyka stylu życia jaki prowadzi obecnie większość ludzi. To także przypomnienie jak ważna jest bliskość, wsparcie i szczerość. Żeby nie było zbyt kolorowo twórcy nakreślili subtelnie także drugą stronę medalu ukazując zagubienie dzieci we współczesnym świecie i panujących w nim normach. Pokazano także, że zbyt radykalne podejście do jakiegokolwiek tematu nie przynosi nic dobrego. (
http://filmowasofa.blogspot.com/2017/03 ... enzja.html)
Ben to jednak nie podstarzałe dziecko kwiat, tylko twardy, czasami despotyczny i bardzo wymagający człowiek Treningi, które urządza swoi dzieciom, są trudną szkołą przetrwania, bardziej tresurą niż wychowaniem. Już pierwsza scena filmu wzbudzać może grozę – banda brudnych, wymazanych błotem ludzi urządza zasadzkę na jelenia, któremu po złapaniu najstarszy syn Bena podrzyna gardło i zjada jego wnętrzności. To rytuał przejścia od wieku młodzieńczego do dorosłości. Scena obrzydliwa, okrutna, naturalistyczna. A z drugiej strony pokazująca niezwykłe więzi łączące rodzinę, ich troskę o siebie, miłość, poczucie odpowiedzialności. Dzieci dostają od ojca w prezencie noże do zabijania i oprawiania zwierząt, łuki do polowania. Są wysportowane, bystre, radzą sobie w ekstremalnych warunkach, ale … są nieprzystosowane do życia w społeczeństwie.
A co z matką?
To tak naprawdę jest punktem wyjścia do opowieści.
U Leslie, żony Bena, kilka lat wcześniej zdiagnozowano chorobę dwubiegunową. Gdy jej stan w ostatnim czasie bardzo się pogorszył, trafiła do szpitala. Tam popełniła samobójstwo.
Śmierć ukochanej żony, matki – czy film budowany jest wokół rozpaczy i żałoby? W pewnym sensie tak, ale to nie żałoba oparta na płaczu i smutku tylko na buncie przeciw podważaniu decyzji Leslie co do pogrzebu, przeciw uzurpowaniu sobie prawa do decydowania o tym, co jest dla kogo najlepsze, najwłaściwsze. Pogrążony w żałobie Ben i dzieci wyruszają przez Amerykę, by pochować matkę zgodnie z jej ostatnią wolą. Proszę zwrócić uwagę na scenę ich wkroczenia do kościoła – banda kolorowych ptaków – Ben w czerwonej marynarce, starsze dziewczynki z wiankami we włosach, najstarszy syn w kolorowej marynarce, jedno z dzieci w masce przeciwgazowej. Cyrk? Brak szacunku dla miejsca, majestatu śmierci? Demonstracja, popis czy konsekwentne chronienie swojej rodziny, jej przekonań, prawa decydowania o sobie?
Śmierć matki, awantura podczas pogrzebu, nieprzejednana postawa dziadka, który oskarża Bena o śmierć córki i zamierza odebrać mu dzieci sprawiają, że coś zaczyna pękać, wymykać się. Mamy bunt jednego z chłopców, który krzyczy, że to przez Bena matka zachorowała. Najstarszy, Bodevan, zarzuca ojcu, że zrobił z nich dziwolągi. Rodzina żony oskarża Bena o znęcanie się nad dziećmi.
Nie będę zdradzać, jak rozwinie się dalej akcja filmu, życzę Państwu niezapomnianych wrażeń przy oglądaniu tego skromnego, ale bardzo emocjonalnego filmu. Może Was zachwyci, może oburzy, na pewno nie pozostawi obojętnym.
Zachęcam do dyskusji po obejrzeniu „Captain Fantastic” i proponuję odpowiedzieć sobie na pytania:
1. Większość osób po obejrzeniu filmu wyrażała zachwyt: „czarujący, mądry, wzruszający, szczery i prawdziwy” – to najczęściej powtarzające się opinie. A Wy co sądzicie? Czy film skłania do przemyśleń, czy jest tylko amerykańską bajką o pewnej utopii?
2. Ben to supertata czy superściema? Kapitan fantastyczny, przewodnik po trudnym świecie i autorytet czy despota, tyran, któremu się wydaje, że zbawia świat?
3. Czyja droga jest właściwa? Kto tutaj powinien się zmienić? Ben, który odizolował dzieci od prawdziwego życia, dając im namiastkę niezależności czy tzw. reszta społeczeństwa, żyjąca w pogoni za tym, by wciąż mieć więcej? Czy dzieci Bena rzeczywiście dają sobie radę, skoro nie potrafią nawiązywać najprostszych relacji z innymi? Zwróćcie uwagę na scenę, w której najstarszy syn Bena wykrzykuje ojcu w twarz, że nie wie o życiu absolutnie nic, nie ma pojęcia o niczym, co nie zostało napisane w książkach.
4. A może ten film nie jest anarchistyczną opowieścią, tylko raczej rozważaniami nad istotą rodzicielstwa, o tym, czym ono jest, rolą ojca i przejmowaniem przez niego kontroli nad życiem dzieci. I o tym, że czasami, w imię ich dobra, trzeba zweryfikować swoje przekonania?
5. Na koniec proponuję zastanowić się nad końcową częścią filmu, od momentu, gdy Ben zostawia dzieci u dziadków i odjeżdża. W licznych dyskusjach na forach filmowych pojawiła się sugestia, że zakończenie filmu wcale nie jest takie, jakie się wydaje. Czy to, co się zdarzyło, jest prawdą, czy tylko imaginacją zrozpaczonego Bena? Może to wszystko dzieje się tylko w jego głowie, przecież wcześniej widywał zmarłą żonę? Sielankowe zakończenie, sugerujące całkowitą przemianę Bena i jego rodziny, to klęska jego dotychczasowych przekonań czy może imaginacja udręczonego umysłu na temat tego, co by było, gdybym uległ, poddał się?
Gorąco Państwu polecam film „Captain Fantastic” i zapraszam do dyskusji.