Miłe Klubowiczki i mili Klubowicze!
Witam Was na kolejnym spotkaniu Internetowego Klubu Filmowego Osób Niewidomych „Pociąg”!
Zapraszam na film „Wdowy” Steve'a McQueena – i do dyskusji o nim.
Coś na wstępie wyznam, do czegoś się przyzam: zanim szefostwo Stowarzyszenia De Facto nie zaproponowało mi napisania tego wstępu i zredagowania dyskusji, nie miałem pojęcia o istnieniu filmu „Wdowy”. Mimo że był wyświetlany w kinach, i mimo że podpisał się pod nim reżyser, którego wszystkie poprzednie pełnometrażowe filmy nie tylko widziałem, ale i cenię. Umknął mi po prostu. No, dobrze, w kinach był krótko i raczej w tych, których nie odwiedzam, czyli w sieciowych, wielosalowych. A i w dorobku Steve’a McQueena wydaje się być dziełem dość niespodziewanym.
Od razu informacja, a może nawet ostrzeżenie, zwłaszcza dla kinomanek i kinomanów bardziej zaawansowanych w historii kina: to nie jest Steve McQueen, amerykański aktor, który zasłynął rolami w „Siedmiu wspaniałych” i „Wielkiej ucieczce” Johna Strugesa, „Papillon” Franklina J. Schaffnera i „Płonącym wieżowcu” Johna Guillermina, a nade wszystko rajdowymi wyczynami na ulicach San Francisco w filmie „Bullitt” Petera Yatesa z 1968 roku. Zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa. „Nasz” Steve McQueen to urodzony w Londynie reżyser i scenarzysta, młodszy od tamtego o blisko cztery dekady.
Po nakręceniu ponad dwudziestu filmów krótkometrażowych, swą filmową karierę w pełnym wymiarze McQueen rozpoczął mocnym uderzeniem: w 2008 roku objawił światu swój poruszający, inspirowany faktami „Głód”, opowiadający o strajku głodowym członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej w północnoirlandzkim więzieniu Maze w 1981 roku. Trwającą 66 dni głodówkę lider IRA Bobby Sands przypłacił życiem. Film zebrał masę festiwalowych nagród. Później był wstrząsający „Wstyd” z 2011 roku, sugestywny portret trzydziestoletniego seksoholika, który jedyną więź emocjonalną potrafi utrzymać ze swoją impulsywną młodszą siostrą. I znów deszcz nagród. A potem nadszedł „Zniewolony” z 2013 roku, który oprócz grubo ponad dwustu innych wyróżnień otrzymał m.in. trzy Oscary, w tym za najlepszy film roku. To oparta na prawdziwych wydarzeniach biografia wolnego czarnoskórego nowojorczyka, który w 1841 roku został porwany i sprzedany jako niewolnik na farmę w Luizjanie, gdzie spędził dwanaście lat, a potem swoje doświadczenia spisał w książce „12 Years a Slave”, która stała się z czasem doniosłym świadectwem realiów niewolnictwa w USA.
I nagle nadeszły „Wdowy”. Najbardziej komercyjny czy też komercjalny – rozumiem przez to najbardziej popularny, przystępny, więc stosunkowo najmniej artystyczny czy autorski – film w dorobku McQueena. Wręcz zaskakujący. Moim zdaniem, wybaczcie proszę, najsłabsze dzieło w jego karierze. Co nie oznacza, że jest to film nieudany! Co to, to nie!
Pobrzmiewają tu bodaj wszystkie motywy, które pojawiały się już we wcześniejszych filmach, bez wyjątku przedstawiających bohaterów poszukujących prawości i ukojenia w niesprawiedliwym i rozedrganym świecie, a to: walka o godność (bojownicy IRA protestowali, by przyznano im status więźniów politycznych; porwany nowojorczyk walczył o prawo do samostanowienia), problem wiecznotrwałego rasizmu nie tylko w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (znów nasz zniewolony), opętanie władzą, kasą i seksem (trzydziestolatek ze „Wstydu”), ale dochodzą kolejne: korupcja władzy na każdym szczeblu, bliskie związki polityków ze światem przestępczym, siła i prawa kobiet we współczesnym świecie, wielokulturowość społeczeństwa USA i innych krajów, którego co poniektórzy zdają się, a raczej wolą nie zauważać. Sporo tego, prawda? No właśnie. Oglądając, czułem pewne przeładowanie. Ale może to ja miałem gorszy dzień? Choć czułem też, że choć akcja rozgrywa się w Chicago zapewne w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, to poruszone tematy nie straciły na aktualności. I to zdecydowanie nie tylko w USA.
Film ten powstał z inspiracji brytyjskim serialem „Wdowy” z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Ponoć Steve McQueen oglądał go z mamą w telewizji i wywarł na nim tak mocne, niezatarte wspomnienie, że postanowił po latach wrócić do niego, realizując swój film. Tam były dwie serie po sześć odcinków, tu mamy opowieść dwugodzinną. Chyba szukam tu, być może na siłę, formy usprawiedliwienia dla tego nadmiaru, o którym wyżej wspomniałem. Zostawmy to subiektywne odczucie autora niniejszego tekstu. Seans przed wami.
Być może zastanawiacie się, czy i tym razem wyciągnę jakiś wątek historyczno-filmowy, by temu wstępowi nadać bardziej poznawczy, lub jak wolą niektórzy bardziej belferski styl? Jasna sprawa!
Akcję tego filmu napędza mamona. A jak w świecie filmowych opowieści, nie będąc krezusem i nie dysponując pokaźnym spadkiem, najlepiej zdobyć potrzebne fundusze? Wiadomo – z napadu rabunkowego! Toż to cały osobny gatunek filmowy! A chcąc być precyzyjnym, to podgatunek gatunku, jakim jest kino kryminalne czy kino gangsterskie.
Wyjaśnijmy najpierw, czymże jest gatunek filmowy? To zespół filmów wyróżniający się zbliżonym schematem przedstawianej historii, określonymi, przewidywalnymi typami bohaterów i sytuacji fabularnych oraz wspólną ikonografią. Słowem – jest to mocno skonwencjonalizowany i skodyfikowany typ filmowych opowieści. Zrodziły się w Hollywood w latach dwudziestych i trzydziestych, kiedy sztuka filmowa osiągała dojrzałość, wiele z nich ma swoje korzenie w literaturze i teatrze. Gatunkami są więc między innymi: melodramat, musical, horror i thriller, film fantasy i science fiction, western, film kryminalny i gansterski. Dodajmy, że wyżej w klasyfikacji od gatunku jest rodzaj. Tu rozróżniamy trzy: film fabularny, film dokumentalny i film animowany. W każdym rodzaju może wystąpić każdy gatunek. Zauważmy jednak, że to wszystko dotyczyło jednak klasycznego okresu w historii kina. Dzisiaj, jak we wszystkim na świecie, precyzyjne granice się rozmywają, rodzaje i gatunki przenikają się, mieszają. I tu objawia się wszakże „płynna nowoczesność”, którą definiował i opisywał Zygmunt Bauman.
Wracając do napadów, to taki podgatunek nazywa się z angielska heist film, bo heist to właśnie napad. Rabować można banki, pociągi, rezydencje, magazyny, muzea, wiadomo wszakże, gdzie kryją się wartościowe dobra. Przykłady? Podam parę, resztę Wam zostawię. Klasykami nad klasyki są „Asfaltowa dżungla” Johna Hustona z 1950 roku z Marilyn Monroe w jednej z głównych ról i „Zabójstwo”, debiut Stanleya Kubricka z 1956 roku. Ja uwielbiam „Glinę” Jeana-Pierre’a Melville’a z 1972 roku z Alainem Delonem i Cathrine Deneuve. Na rodzimym gruncie takie historie lubi opowiadać Juliusz Machulski, przypomnijmy tylko filmy „Vabank” z 1981 roku i „Vinci” z 2004. No a czymże były legendarne akcje ekspriopriacyjne, czyli wywłaszczeniowe – w sumie miły eufemizm dla zwykłego rabunku – w wykonaniu Józefa Piłsudskiego i jego pepeesowskich kompanów? Niedawno oglądaliśmy rekonstrukcję napadu na pociąg na stacji w Bezdanach w filmie „Piłsudski” Michała Rosy. Swoją drogą, jedno z najwcześniejszych arcydzieł sztuki filmowej, powstały w 1903 roku film Edwina S. Portera, już samym tytułem wpisuje się z naszą wywód, mam wszakże na myśli dwunastominutowy „Napad na ekspres”. I tak dalej, i tak dalej. Ach! Nie zapominajmy o parodiach! Kto pamięta duńską serię filmów „Gang Olsena”? Tyle jeszcze do zrabowania!
Film „Wdowy” zaczyna się od finału jednego napadu, a następny... i tu zaskoczenie, bo i przypadek nader rzadki, lub wręcz jednorazowy: tu rabunek szykują kobiety, tytułowe „Wdowy”. Dlaczego? Obejrzyjcie film. Zdradzę tylko, że mamy do czynienia z fantastycznym kobiecym trio! Siły połączą Afroamerykanka Veronica, Latynoska Linda i Alice o korzeniach polskich.
W świecie, w którym wszyscy mężczyźni są mniej lub bardziej utytłani nieprawością, przemocą i pospolita zbrodnią, cała nadzieja w kobietach. Gdy tylko, a jakże!, odpokutują za występki swoich mężów i partnerów. Później będzie lepiej. Wydaje się, że nawet ich przestępcze zamiary można postrzegać w charakterze gestu emancypacyjnego. Tu nie o przestępstwa chodzi, a o wyrównanie krzywd. I ludzką solidarność.
Zapraszam zatem na seans tego wielowątkowego i wieloaspektowego, zapewne wciągającego, dość momentami rozrywkowego, być może nieco refleksyjnego, łączącego kino popularne z autorską wypowiedzią filmu. Poznajcie „Wdowy” Steve'a McQueena.
Proponowane zagadnienia do dyskusji:
- inne filmowe i literackie przykłady napadów
- rabunki prawdziwe jako materiał na film lub serial – proszę o propozycje!
- stare seriale dzisiaj na ekranie – proszę o pomysły!
- ulubione gatunki filmowe i przykłady filmów gatunkowych
- w wielokulturowości siła – przykłady z życia i fikcji
- w kobietach siła i nadzieja – przykłady z życia i fikcji
- z innej beczki: moje pierwsze wspomnienia związane z kinem...
Czekam na Państwa pod adresem:
ikfon@defacto.org.pl oraz na forum:
www.ikfon.defacto.org.pl Czas dyskusji : od 16.12.2019 r. do 29.12.2019 r.
Pozdrawiam serdecznie,
Maciej Gil